1 I ujrzałem na prawej ręce Zasiadającego na tronie
księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie
zapieczętowaną na siedem pieczęci
2 I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym:
«Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?»
3 A nie mógł nikt -
na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią -
otworzyć księgi ani na nią patrzeć.
Ap 5, 1-3.
księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie
zapieczętowaną na siedem pieczęci
2 I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym:
«Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?»
3 A nie mógł nikt -
na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią -
otworzyć księgi ani na nią patrzeć.
Ap 5, 1-3.
2010r.
Samuel Santi siedział w ławce kościelnej i modlił się jak zawsze. Była jedna rzecz, której pragnął, a tylko on i Bóg ją znali. Chciał powrócić do dni chwały. Żałował powziętej decyzji. Przez te wszystkie lata miał czas, by zdać sobie sprawę, że decyzja, którą podjął, wpłynie na jego istnienie.
Samuel pragnął przebaczenia, za wybór, który podjął.
Przeczesał ciemno brązowe włosy z roztargnienia. Jego ciemne oczy spoglądały z podziwem na krzyż, do którego był przybity Chrystus – syn Boga. Santi czuł jakąś ironię pobrzmiewającą w istnieniu Jezusa, a może była to zazdrość?
Ludzie uklękli, a ksiądz odmówił formułkę o ciele i krwi. Następnie ludzie ustawili się w kolejkę po komunię świętą. Samuel wstał i również udał się po nią.
Im bardziej się zbliżał, tym bardziej czuł się lżej na duszy. Lekko uniósł kąciki ust w uśmiechu. Jego wzrok przyciągały ukradkowe spojrzenia ludzi. Ci przed nim rozstąpili się na boki. Ksiądz spojrzał na niego i otworzył usta w niemym zdziwieniu.
Samuel podszedł powoli, dziwiąc się wszystkim. Czuł się wspaniale. Spojrzał na swoje ręce. Świeciły lekkim blaskiem. Santi podszedł do księdza, a ten, po chwili zwątpienia podał Samuelowi komunię. Santi przyjął ją. Poczuł w sobie siłę oraz lekkie uczucie skupionej woli kogoś wielkiego. Czuł się tak jak wieki temu.
Podszedł do ołtarza, odwrócił się w stronę ludzi i uśmiechnął się.
- Pokój z wami! - zakrzyknął wesoło i skoczył w przód. Błyskawicznie wzniósł się w górę używając mięśni których od wieków nie wykorzystywał. Leciał na swoich skrzydłach. Skrzydłach posłańca. Przebił się w locie przez szklaną rozetę z kościoła na zewnątrz, poleciał w niebo.
Upadły powstał. Bóg mu wybaczył. Wybaczył on Kamaelowi. Archaniołowi, będącego niegdyś dowódcą Aniołów Miecza. Przywódcą tysiąca dwustu posłańców Boga. Aniołów nazywanych szarańczą - gniewem Boga.
Kamael odleciał w dal. Wiedział co się szykuje. Wojna... Czuł ten tętent, pulsacje żył świata. Wojna! Wojna o siły chaosu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz