sobota, 19 listopada 2011

Złamana Pieczęć - Prolog - 2

Emm... Nowy rozdział... Właściwie prolog właściwy. Po nim nastąpi właściwa część... Chyba...

1941 r.
Wysoki, szczupły facet ubrany w czarny skórzany płaszcz, chodził po pustyni dźwigając czarną walizkę.
Była ona pokryta misternymi runami i ornamentami. W centralnym punkcie frontu znajdował się wypukły okrąg. Na nim była wyryta maska teatralna ukazująca dramat. Obok koła znajdowała się czerwona woskowa pieczęć przedstawiająca skrzydlaty miecz przełamany w połowie ostrza.
Mężczyzna pod płaszczem nosił elegancki garnitur.
- Jak dorwę tego przybłędę, nie! Oszusta to mu nogi z dupy urwę! Bądź przeklęty Aniele Śmiertelnej Ciszy! - nagle urwał. Zachwiał się w miejscu i zaczął macać powietrze wokół niczym jakiś mim.
- A niech mnie... Miał rację... Od czasów Babilonu nie czułem takiego zaklęcia... - otworzył walizkę i wydobył z jej wnętrza krótki kijek zakończony z jednej strony czapką błazna.
Mężczyzna złapał długie blond włosy i związał je rzemieniem z tyłu głowy. Następnie chwycił kijek oburącz.
- Kadu’ips Ur... - powiedział cicho blondyn. Kijek zaczął się powoli wydłużać, osiągnął ponad metr długości. Mężczyzna zakręcił nim nad głową, a laska wydobyła z siebie wściekły wizg. Blondyn uderzył płaskim końcem o ziemię. Dźwięk brzmiał niczym grom. Słaby rozbłysk przebiegł po piasku.
Nagle wyłoniła się z niego, niczym z morza, sporych rozmiarów świątynia. Była zbudowana z kamienia na planie prostokąta, wręcz pozbawiona zbędnych zdobień.
Blondyn podszedł do potężnych kamiennych wrót. Dotknął ich lekko, a te ustąpiły, Z głośnym szurem otworzyły się do środka.
Przeszedł przez nie do wnętrza, w którym panował chłód. Stąpał ostrożnie i powoli, niosąc walizkę i laskę. W zimnym półmroku nie widać było za wiele.
Blondyn wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Próbował ją zapalić, jednak ta uparcie nie chciała skrzesać, jakże upragnionej iskry. Mężczyzna szybko porzucił plany zapalenia zapalniczki, gdy usłyszał lekki szmer piasku.
- A to co? - zapytał samego siebie. Po chwili już wiedział z czym ma do czynienia. W jego stronę leciał sporych rozmiarów kamień. W niemożliwym dla człowieka tępie zrobił unik. Kamulec wbił się w ścianę obok głowy wędrowca.
Ten rzucił na ziemię walizkę i nagłym ruchem rzucił coś w przód. Tym czymś była flara, która zapłonęła zielonym blaskiem.
Mężczyzna zasępił się widząc to co rzuciło kamieniem. Był to piaskowy upiór. Martwe zwłoki zakopane w piasku pustyni ożywione przez maga. Trudne do zabicia z racji tego, że raz już umarły.
Blondyn schował ręce za plecami wsuwając je za poły płaszcza. Szukał chwilę znajomego kształtu i gdy go wyczuł wyciągną ręce do przodu dzierżąc broń. Były to dwa rewolwery sporych rozmiarów. Na obydwu widniał ten sam napis: “Jeryho .50 RIP”.
Cichy dźwięk naciskanego cyngla był sygnałem rozpoczęcia szalonej kanonady. Wydawało się jakoby z luf pistoletów wylatywały ognie piekielne rozrywające upiora na strzępy. Kule z tej broni miały zdolność robienia ogromnych dziur z czego chętnie korzystały.
Po wystrzeleniu wszystkich dwunastu pocisków Blondyn zaprzestał ostrzału. Powoli ładował komory przyglądając się zmianie upiora w piasek.
Nagle poczuł straszliwe uderzenie, które wyrzuciło go prosto pod nogi jakiegoś posągu. Blondyn oddychał ciężko.
- Przegapiłem cię, co? - rzucił w stronę potwora. Miał on krótkie lekko lśniące skrzydła, oraz zniekształcony wygląd. Jego niegdyś piękna twarz miała przekrzywioną żuchwę oraz dzikie, czarne narośle i oszalałe czerwone oczy. Ciało potwora stało się też jakby obce – stał się górą przerośniętej tkanki mięśniowej i wychodzących na zewnątrz płatów dzikiego mięsa. Zawarczał groźnie i uderzył ręką w ziemię. Z sufitu posypało się trochę kamieni i pyłu.
Wędrowiec zerwał się na równe nogi i ponownie wystrzelił serię pocisków. Olbrzym nawet tego nie poczuł. Kule radzące sobie z różnorakimi stworami zatrzymały się wbijając się głęboko w ciało napastnika.
- Uhh... Już wiem czym jesteś... - odrzucił pistolety na ziemię a za nimi poleciał płaszcz. Blondyn rzucił się biegiem w stronę walizki i laski. Miał szczęście i poruszał się szybciej od potwora. Porwał w rękę kij. Potwór skoczył na Blondyna. W miejscu gdzie się spotkali wzbiła się chmura pyłu i odłamków. Z niej wyleciał ciemny kształt. Poleciał długim ślizgiem zatrzymując się z pomocą wbitej w podłoże laski.
Blondyn rzucił wzrokiem na potwora.
- Ibis tark Ibuin – powiedział cicho wędrowiec. Wokół niego pojawiło się światło rozszerzające się do granic budynku.
Potwór zatrzymał się w miejscu. Przecierał oczy, był oślepiony. Wędrowiec wprawił laskę w ruch. Kręcił nią w dłoni. Gdy ta leciutko zalśniła przestał nią obracać. Dokładnie w tym momencie w którym potwór wystartował. Leciał na tych zwiędniętych skrzydłach. Wyglądałby śmiesznie gdyby nie jego wygląd. Czerwone oczy i odpadające strzępy skóry.
Blondyn wziął zamach i uderzył rozpędzoną górę mięśni. Uderzony potwór odleciał i przebił przeciwległą ścianę. Wędrowiec spojrzał na laskę. Zwęgliła się lekko i wygięła. Upuścił ją na ziemię.
Przebiegł pobojowisko wzrokiem.
- Gdzie to jest? - spytał samego siebie, rozglądając się wokół. Jego uwagę zwrócił posąg stojący w samym centrum świątyni. Miał wielkośc normalnego mężczyzny i był bardzo realistyczny. Rzeźba przedstawiała mężczyznę przywiązanego łańcuchami za ręce do dwóch filarów na bokach. Z jego piersi wystawał miecz wbity do połowy ostrza. Głowa posągu opadała swobodnie na klatkę piersiową, a włosy realistycznie zasłaniały twarz.
Blondyn niespiesznym krokiem zmierzał ku posągowi.
- Fiuu... - zagwizdał – Ale cię urządził... - Dotknął lekko łańcucha. Wraz z tym delikatnym muśnięciem z ukrytych otworów wyskoczyły kolce.
Z wyciągniętej dłoni poleciał strumyczek krwi. Blondyn polizał płytkie rozcięcie. Spojrzał znów na posąg.
- Ale cię zabezpieczyli... - rzekł. Stanął przed posągiem. Przyjrzał się szczegółom. Dojrzał kpiący uśmiech.
- Typowe dla ciebie... - powiedział. Wyprostował przed sobą ręce, pomiędzy nimi znajdowała się rękojeść miecza.
- Il udm ibin Loki obun Trickster uhun sob inim – zaintonował. - Urk rib init coal syb ibi urum... Ichtos! - zakończył. Pomiędzy rękoma przeszła czarna błyskawica. Posąg drgnął.
Blondyn wyciągnął zza pazuchy krótki miecz. Ciął nim łańcuchy oplatające ręce posągu. Ten bez jakiejkolwiek podpory upadł na ziemię.
- Żyjesz? - spytał. W odpowiedzi usłyszał krótki wyraz. Blondyn wziął to za dobrą monetę. Człowiek leżący na ziemi złapał miecz, który tkwił mu niedawno w piersi, pogładził go po zardzewiałym ostrzu. Mężczyzna wyszeptał kilka słów. Broń pojaśniałą blaskiem i zmieniła się. Ostrze rozszerzyło się i wygięło. Klinga została odnowiona i pokryta srebrzystymi runami. Leżący na ziemi spojrzał na blondyna. Wypowiedział jakieś dziwne słowa. Słowa te były zapomniane od początku świata. Słowa te miały moc kształtującą wszechświat.
Uszu obojga dobiegł wściekły ryk. Z otworu w ścianie wyskoczył ten sam potwór co wcześniej. Poruszał się za pomocą skoków. Blondyn splunął na podłogę i wyciągnął przed siebie krótki miecz czekając na atak.
Jednak ciało potwora pokryło się białymi płomieniami. Został spalony na popiół przez mężczyznę siedzącego na ziemi. Jego oczy zażyły się złotym blaskiem.
Blondyn spojrzał na niego ze strachem. Wiedział on kim jest ten człowiek. Uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Witam cię panie chaosu... - wykonał wdzięczny ukłon.

środa, 5 października 2011

Złamana Pieczęć - Prolog - 1

Emm... Pierwszy rozdział... Właściwie Pre-Prolog, chyba mogę tak to ująć... Miłego czytania.



1 I ujrzałem na prawej ręce Zasiadającego na tronie
    księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie
    zapieczętowaną na siedem pieczęci

2 I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym:
    «Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?»

3 A nie mógł nikt -
    na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią -
    otworzyć księgi ani na nią patrzeć.

Ap 5, 1-3.




2010r.


Samuel Santi siedział w ławce kościelnej i modlił się jak zawsze. Była jedna rzecz, której pragnął, a tylko on i Bóg ją znali. Chciał powrócić do dni chwały. Żałował powziętej decyzji. Przez te wszystkie lata miał czas, by zdać sobie sprawę, że decyzja, którą podjął, wpłynie na jego istnienie.

Samuel pragnął przebaczenia, za wybór, który podjął.
Przeczesał ciemno brązowe włosy z roztargnienia. Jego ciemne oczy spoglądały z podziwem na krzyż, do którego był przybity Chrystus – syn Boga. Santi czuł jakąś ironię pobrzmiewającą w istnieniu Jezusa, a może była to zazdrość?
Ludzie uklękli, a ksiądz odmówił formułkę o ciele i krwi. Następnie ludzie ustawili się w kolejkę po komunię świętą. Samuel wstał i również udał się po nią.
Im bardziej się zbliżał, tym bardziej czuł się lżej na duszy. Lekko uniósł kąciki ust w uśmiechu. Jego wzrok przyciągały ukradkowe spojrzenia ludzi. Ci przed nim rozstąpili się na boki. Ksiądz spojrzał na niego i otworzył usta w niemym zdziwieniu.
Samuel podszedł powoli, dziwiąc się wszystkim. Czuł się wspaniale. Spojrzał na swoje ręce. Świeciły lekkim blaskiem. Santi podszedł do księdza, a ten, po chwili zwątpienia podał Samuelowi komunię. Santi przyjął ją. Poczuł w sobie siłę oraz lekkie uczucie skupionej woli kogoś wielkiego. Czuł się tak jak wieki temu.
Podszedł do ołtarza, odwrócił się w stronę ludzi i uśmiechnął się.
- Pokój z wami! - zakrzyknął wesoło i skoczył w przód. Błyskawicznie wzniósł się w górę używając mięśni których od wieków nie wykorzystywał. Leciał na swoich skrzydłach. Skrzydłach posłańca. Przebił się w locie przez szklaną rozetę z kościoła na zewnątrz, poleciał w niebo.
Upadły powstał. Bóg mu wybaczył. Wybaczył on Kamaelowi. Archaniołowi, będącego niegdyś dowódcą Aniołów Miecza. Przywódcą tysiąca dwustu posłańców Boga. Aniołów nazywanych szarańczą - gniewem Boga.
Kamael odleciał w dal. Wiedział co się szykuje. Wojna... Czuł ten tętent, pulsacje żył świata. Wojna! Wojna o siły chaosu!

sobota, 1 października 2011

Witam

Na blogu tym postanowiłem zamieścić swoje opowiadanie, może książkę... W sumie sam nie wiem co z tego wyjdzie... W każdym bądź razie "Złamana Pieczęć" miała pierwotnie nazywać się "Broken Seal" jednak skoro piszę w języku polskim stwierdziłem, że byłby to dziwny tytuł. Na początku chciałem by utwór ten był komiksem, później planowałem stworzyć PBF'a na motywach lecz w końcu wygrała perspektywa napisania opowiadania, bądź książki. Niedługo powinien pojawić się prolog, więc jeśli kogoś interesuje tematyka fantasy to serdecznie zapraszam do próby przeczytania.
                                                                                                     Pozdrawiam Kuba.